Polskie tipi



Na terenie Alberty żyje wielu Indian, którzy trwając w koczowniczym trybie życie, budowali dla siebie tipi. To miejsce, było ich domem - przenośnym, ale jednak ostoją i schronem przed niepogodą i nieprzyjacielem. Zawiązywane było ze skór bizonów i długich, około 8-metrowych drągów. Na środku zostawiano zawsze otwór, przez który łatwo uchodził dym z rozpalonego ogniska.

Co ciekawe jedno z ważnych miejsc polskich w Calgary ma właśnie taki sam kształt. Kościół polski Our Lady Queen of Peace, wybudowany w 1968 roku. Główne miejsce niedzielnych spotkań polskich emigrantów żyjących w Calgary. 




Wsiadamy w kolejkę miejską C-Train i lądujemy na stacji University. Stamtąd łapiemy autobus 19 albo 20 spod wydziału Biologii University of Caglary. Kierowca pyta czy jedziemy do kościoła. Odpowiadamy, że tak. Uśmiecha się. Mówi, że ma polskie korzenie, kiedyś też chodził z rodzicami, ale teraz "są już w niebie" jak sam powiedział, a samemu trudno mu się wybrać. Mówi, że kolejnym razem wybierze się z nami.
Jeśli jest ładna pogoda, to wysiadamy na Banff Trail i idziemy piechotą przez Crowchild Trail, a potem obok stadionu McMachon. Piechotą to 15 minut. Już jesteśmy. 2111 Uxbridge Drive NW - polski kościół. Jesteśmy spóźnieni. Jak zawsze trudno wyjść jest w porę i zintegrować naszą drogę z miejskim transportem. Trudne są początki emigranta bez samochodu i stałego internetu w komórce. Stajemy nieśmiało z tyłu. Rozglądamy się na boki. Jest jeden, dwóch, trzech znajomych. Uff. Będzie z kim pogadać przy pączku i drożdżówce po mszy.


Poza codziennymi i niedzielnymi mszami, kościół spełnia także funkcje towarzyskie. Ja korzystam z nich nagminnie. Większość ludzi po mszy wybiera się do Sali Parafialnej. Kupują drożdżówki, pączki, mają chwilę na rosół czy kluski śląskie. Siadają w głównej sali i rozmawiają. Ja z kilkoma nowo-poznanymi ludźmi. A tu lekarz, a to nauczyciel, a tu ktoś z własną firmą remontową. Przyjechali w latach 80. Witam się z ich dziećmi. To 20- i 30-latkowie z mocnym akcentem angielskim. Cieszę się, że są też młodzi! Tylko czy później też zostanie w nich ta potrzeba, czy będą wracać do kościoła tylko sentymentalnie, w myślach?



















Później odwiedzam bibliotekę. Kilka książek do oddania, coś do pożyczenia. Rozglądamy się co się dzieje na tablicy ogłoszeń - kilka informacji o zbliżającym się balu sylwestrowym i jasełkach. Biegniemy na górę. Teraz czas na niedzielny obiad. Znajomi nas zaprosili na pyszny rosół. Trudno odmówić. W zamian upiekliśmy im chleb.


Komentarze

Popularne posty